Dziś ukazał się ostatni numer „Przekroju” opublikowany przez Gremi Media. Kawał historii na polskim, prasowym rynku wydawniczym. O zachwytach nad samym tytułem pisać nie będę, bywały dla niego lepsze i gorsze lata. Magazyn namiętnie czytywałam w liceum i w trakcie studiów, później odpuściłam by wrócić do niego na chwilę za czasów Ziomeckiej i Prokopa, ale nie o tym chciałam. Okładka dzisiejszego wydania oddaje hołd Markowi Raczkowskiego, polskiemu rysownikowi związanemu z tytułem przez ostatnie 12 lat. Szacunek dla tego pana, ale również i nie o nim i nie o fenomenie jego satyrycznych dzieł ten post.
Bo
dla mnie „Przekrój” to Zbigniew Lengren. Z Profesorem Filutkiem i Psem
Filusiem zapoznał mnie Dziadek. Kupował „Przekrój” kiedy byłam małą
dziewczynką. Rubryka autorstwa Lengrena była zawsze zarezerwowana dla
mnie. Zabawne historie obrazkowe oglądałam i .... kolorowałam. Tak tak,
te czarno-białe obrazki świetnie sprawdzały się jako kolorowanki!
Szczególnie ukochałam sobie Psa Filusia. W moim wykonaniu, co numer,
miał inne umaszczenie :)
Dziś wracam do Lengrena przeglądając miniaturowe wydanie Między nami zwierzętami. Tym razem jednak odpuszczę kredki.
Zbigniew Lengren, Między nami zwierzętami
Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe
Warszawa 1985
kspory kawałek historii w pigułce :)
OdpowiedzUsuńoj, a można było jeszcze. więcej i więcej .... ;)
OdpowiedzUsuń