Z cyklu drugie życie…
Marynia, w przeciwieństwie do innych dziewczynek w jej wieku, nie
lubiła lalek. Nie lubiła też się stroić i nosić tych nadętych
sukienek grzecznie zapiętych pod szyję na ostatni guzik. Lakierki i
sztywno wyprasowane kokardy również nie były w jej stylu. Marynia
lubiła za to zabawy w berka i strzelanie z procy. Nie zawstydzało
ją obdarte kolano czy brudne od ziemi dłonie… O byciu damą
marzyła jedynie wtedy gdy oglądała z mamą dorosłe filmy.
Ten sekret znał jedynie Miś, jedyny powiernik dziewczynki.
Misia znalazłam w papierowym kartonie, który razem z książkami
został wystawiony na osiedlowy śmietnik. Tego dnia w moje ręce
trafił również Dziennik z 1937 roku autorstwa Marii Zofii
Karneckiej, który pokażę kiedyś na blogu.
A sam Miś ma się teraz całkiem nieźle. Dumnie stoi na półce
pośród książek dla dzieci i chyba nie może powiedzieć, że jest
zapomniany, bo co trochę przykuwa uwagę gości w naszym domu,
którzy z zaciekawieniem dopytują o jego historię.
Niesamowite! Jak ja lubię takie historie... I przypomniałaś mi, że miałam kiedyś u babci podobnego , z tworzywa pokrytego pluszem...
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście niezwykłe jak pewne przedmioty potrafią obudzić nasze wspomnienia... Ciekawe, co teraz dzieje się z Twoim misiem z dzieciństwa?
UsuńPiękny! Kochana pióro w dłoń i tworzysz dziecięcą historię małego misia!
OdpowiedzUsuńPs. Niestety smietniki na naszym blokowisku skrywają co najwyżej worki z kocimi odchodami.
Ot taki urok nowoczesnych blokowisk.
Jak zawsze jestem pod wrażeniem twojego czujnego oka!
To zapraszam do mnie na te śmietniki ;) Następnym razem zamiast siedzieć na kanapie ruszały w maraton po osiedlu!
Usuń