www.pinterest.com/mejflaj/wind
W pierwszych dniach byłam wyjątkowo
skrupulatna. Obowiązkowe ćwiczenia wieczorne na chwilę przed
zaśnięciem, a w ciągu dnia zmagania przed lustrem. Z biegiem czasu
łapałam każdą okazję, by popracować z oddechem. Ćwiczenia przy
biurku w pracy, w trakcie podróży metrem… Później na moment
jakbym odpuściła i jakież było moje zdziwienie gdy pewnej nocy,
po przebudzeniu, oddychał mój brzuch a nie klatka piersiowa!
Eureka. To znak, że pracuje przepona.
Z dnia na dzień moje samopoczucie
staje się znacznie lepsze. Kilka dni temu ten błogostan
potwierdziła pletyzmografia. Wyniki badania są lepsze zatem to
autentycznie działa!
O ogólnych zaletach oddychania
przeponą pisałam tutaj. Dziś o moich doświadczeniach w tej
kwestii. Zatem tak:
Nie boli mnie głowa. Po nocy wstaję
wypoczęta. Znacznie rzadziej ziewam, podobno to na skutek
dotlenienia (wreszcie!) organizmu.
Serducho daję radę. Co prawda
wciąż wspomagam je lekami, ale to podobno kwestia czasu jak je
odstawię, a praca serca się unormuje. Yupii.
Znacznie lepszy metabolizm. I tu nie
wiem, czy to na skutek samego oddechu czy rewolucji żywieniowej jaką
wprowadziłam w ostatnim czasie. A może sport się do tego
przyczynia?
Kondycja psychiczna o niebo lepsza!
Cera i włosy też w dobrej formie.
Poprawa funkcji mózgu? Wierzę, że
tak ;) Co na pewno
zaobserwowałam, to że znacznie łatwiej przychodzi
mi koncentracja.
Nie pozostaje zatem nic innego jak wreszcie odetchnąć z ulgą, ufff...